O mnie

Moje zdjęcie
ot, jestem! wiecznie rozczochrane, z milionem pomysłów. --Chcesz coś?! Pisz: kalinalpg@interia.pl

13 cze 2011

Respirator.




Kocykowanie i trawoleżenie zdarza się bardzo rzadko - niestety. Tyniec.

Ogólny pęd praco-szkoły odbiera mi wszelkie chęci działania. Jedyne co bez przerwy robię to czytanie. Tym razem nie wszystko mi się podoba. Dawniej, czytając, nie było mowy o porzuceniu książki w środku. Wyznawałam pogląd, że nawet jak coś jest złe, to należy to skończyć, aby móc to pełnoprawnie krytykować. Z rozleniwienia i zawodowego przerobu porzuciłam tę jakże szlachetną i idealistyczną zasadę - odrzucam teraz pozycje, które nie przypadną mi do gustu. Taką pozycją była książka Marcina Mortki "Karaibska krucjata, cz.I – Płonący Union Jack". To okropny gniot zadający cios w powieści morskie i dział fantastyki. Niezbyt wyszukane nazwy, niekompletny i drażniący styl, nudnawa fabuła. Ogólnie BLE! Nie polecam.

Okładka

Inaczej zaś sprawa prezentuje się w wypadku najnowszej powieści Marka Krajewskiego "Liczby Charona". Sam sposób pisania autora jest powszechnie znany, wiemy czego się spodziewać, wiemy, że zagadka będzie się nam podobać i że bohater będzie najprawdopodobniej zapijaczonym seksoholikiem o nieprzeciętnym umyśle. Jest to jednak majstersztyk powieści sensacyjnej, bo pomimo pewnego schematu, który może się wydać nudny po przeczytaniu kolejnej części serii, podobnie jak do Agaty Christie, wraca się znowu. Jest jeszcze coś. Opis świata i Lwowskiego środowiska jest tak skonstruowany, że ma się wrażenie, że jeśli bohater potyka się o zgniłego ziemniaka to tego ziemniaka "czuć" w realnym świecie.
Osobiście zainteresowało mnie w tej części jeszcze coś, a mianowicie zagadka matematyczna związana z kwadratami magicznymi. To zaprowadziło mnie do kolejnej pozycji - "Krów w labiryncie" Iana Stewarta. To książka o matematyce stosowanej w dniu codziennym. O tym, że ten jakże zakręcony i znienawidzony przez wielu uczniów przedmiot szkolny czai się w ukryciu, w naszym otoczeniu. O tym jak oszukiwać w kości, tańczyć na kształt wielościanów i o jeszcze wielu innych rzeczach można tam poczytać. Nie jest to pozycja, która odstrasza i nawet ktoś, kto z matematyką ma niewiele wspólnego może odnaleźć w niej przyjemność odkrywania świata na nowo - w liczbach.


W czasie mojej blogowej nieobecności przeczytałam tonę książek. I ta tona naprawdę mnie zmęczyła. Pracując w księgarni stałam się marudna i wybredna, taki dekadent literacki. Wybrzydzam i oglądam książki, które mam przeczytać po pięć razy. Pożyczam oddaje, a co najgorsze nigdy nie mogę się zdecydować na to co czytać w danym momencie - bo przecież mogę "mieć" dokładnie wszystko. Nauczyłam się ogarniać symultanicznie - po kilka pozycji na raz. Czasem czuję się z tym jak maszyna - ale jest to też niesamowite. Niebawem podzielę się kolejnymi opiniami.


P.S. Blogger świruje - nie mogę dodać fotek okładek - wybaczcie!

-
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na moim blogu są MOJĄ WŁASNOŚCIĄ, nie można ich kopiować bez mojej zgody. Materiał autorski podlega ochronie prawnej.

Obserwatorzy

Szukaj na tym blogu