O mnie

Moje zdjęcie
ot, jestem! wiecznie rozczochrane, z milionem pomysłów. --Chcesz coś?! Pisz: kalinalpg@interia.pl

9 gru 2011

Ograniczona aktywność blogowa.

Otóż tkwię sobie caluteńkie dni przed komputerem wypisując faktury i przyjmując towar. I tak jakoś ogrom tego siedzenia odrzuca mnie od komputera po 8h. Od maszyny i od inny sprzętów wymagających pozycji siedzącej. Leżenie. To teraz podstawa mojej egzystencji. Odkąd drucik podtrzymujący całą resztę zaczął boleć.
Skusiłam się jednak słodkościami, które Wam przedstawiam:





u Novej

i jeszcze u Natkki





Wygranej życzę!

20 paź 2011

Wpadam jak po ogień.

Więc wszystko się zmienia.
A ja tu wpadam jak po ogień żeby powiedzieć, że istnieje, że Wenecja piękna jak nigdy i że BajuBaju ma cukierka - w sam raz na pierwszy gadżet w nowym wspólnym domu ;)


13 cze 2011

Respirator.




Kocykowanie i trawoleżenie zdarza się bardzo rzadko - niestety. Tyniec.

Ogólny pęd praco-szkoły odbiera mi wszelkie chęci działania. Jedyne co bez przerwy robię to czytanie. Tym razem nie wszystko mi się podoba. Dawniej, czytając, nie było mowy o porzuceniu książki w środku. Wyznawałam pogląd, że nawet jak coś jest złe, to należy to skończyć, aby móc to pełnoprawnie krytykować. Z rozleniwienia i zawodowego przerobu porzuciłam tę jakże szlachetną i idealistyczną zasadę - odrzucam teraz pozycje, które nie przypadną mi do gustu. Taką pozycją była książka Marcina Mortki "Karaibska krucjata, cz.I – Płonący Union Jack". To okropny gniot zadający cios w powieści morskie i dział fantastyki. Niezbyt wyszukane nazwy, niekompletny i drażniący styl, nudnawa fabuła. Ogólnie BLE! Nie polecam.

Okładka

Inaczej zaś sprawa prezentuje się w wypadku najnowszej powieści Marka Krajewskiego "Liczby Charona". Sam sposób pisania autora jest powszechnie znany, wiemy czego się spodziewać, wiemy, że zagadka będzie się nam podobać i że bohater będzie najprawdopodobniej zapijaczonym seksoholikiem o nieprzeciętnym umyśle. Jest to jednak majstersztyk powieści sensacyjnej, bo pomimo pewnego schematu, który może się wydać nudny po przeczytaniu kolejnej części serii, podobnie jak do Agaty Christie, wraca się znowu. Jest jeszcze coś. Opis świata i Lwowskiego środowiska jest tak skonstruowany, że ma się wrażenie, że jeśli bohater potyka się o zgniłego ziemniaka to tego ziemniaka "czuć" w realnym świecie.
Osobiście zainteresowało mnie w tej części jeszcze coś, a mianowicie zagadka matematyczna związana z kwadratami magicznymi. To zaprowadziło mnie do kolejnej pozycji - "Krów w labiryncie" Iana Stewarta. To książka o matematyce stosowanej w dniu codziennym. O tym, że ten jakże zakręcony i znienawidzony przez wielu uczniów przedmiot szkolny czai się w ukryciu, w naszym otoczeniu. O tym jak oszukiwać w kości, tańczyć na kształt wielościanów i o jeszcze wielu innych rzeczach można tam poczytać. Nie jest to pozycja, która odstrasza i nawet ktoś, kto z matematyką ma niewiele wspólnego może odnaleźć w niej przyjemność odkrywania świata na nowo - w liczbach.


W czasie mojej blogowej nieobecności przeczytałam tonę książek. I ta tona naprawdę mnie zmęczyła. Pracując w księgarni stałam się marudna i wybredna, taki dekadent literacki. Wybrzydzam i oglądam książki, które mam przeczytać po pięć razy. Pożyczam oddaje, a co najgorsze nigdy nie mogę się zdecydować na to co czytać w danym momencie - bo przecież mogę "mieć" dokładnie wszystko. Nauczyłam się ogarniać symultanicznie - po kilka pozycji na raz. Czasem czuję się z tym jak maszyna - ale jest to też niesamowite. Niebawem podzielę się kolejnymi opiniami.


P.S. Blogger świruje - nie mogę dodać fotek okładek - wybaczcie!

7 kwi 2011

A miało być po niedzieli...

Zostałam wciągnięta do kolejnej zabawy internetowej przez Milnovę i obiecałam, że wezmę w niej udział zaraz po niedzieli jak tylko znajdę czas...a czas choć go nie znalazłam w jakimś minimalnym stopniu dał się na chwilę zatrzymać dziś tj po 3 niedzieli od złożenia obietnicy.

Podobno trzeba wyjawić 10 tajemnic. Jasny gwint! - pomyślałam - ja ich właściwie nie mam. W próbie wytężenia umysłu nabazgrałam:

1. Kim jestem? Cóż nieobiektywnie rzecz biorąc, bo inaczej się nie da jestem człowiekiem z kulturalnym ADHD - zaczynam czytać milion książek, robić milion projektów, malować milion ilustracji czy obrazów a ich zakończenie oddala się o kolejną rozpoczętą pracę. ALE! Wszystkie kończę. Chociaż czasem, po drodze stwierdzam, że może lepiej nie... to jednak kończę.

2. Najbardziej na świecie lubię kolor zielony, ale w jakimś cudacznym absurdzie nie objawia się to lubienie prawie w niczym (prócz ścian pokoju, krzesła i koloru majtek). Kiedy mam coś kupić to wybieram niebieski?! Niebieskich rzeczy mam chyba najwięcej...

3. Będąc zdeklarowana rockmanką coraz bardziej oddalam się od swojej muzyki i coraz bardziej pochłania mnie muzyka, "która płynie" - babska, delikatna i słoneczna. Ostatnio np. taka Simone White.

http://www.youtube.com/watch?v=aB36GAPcfvc

4. Z powyższym wiążą się dwie rzeczy dosyć osobiste. Baaardzo się bronię przed "nazbyt kobiecymi" odruchami, a jednak jak na złość je posiadam. Taką mam wewnętrznie niezgodną naturę. Natura ta nie jest też zdecydowana czy warto dorosnąć i z trampek przerzucić się na szpilki. Kocham szpilki, kocham w nich chodzić, ale jakbym się miała w nich cisnąć codziennie to czułabym się jak Afrykanin z buszu w garniturze. Marzą mi się podróże i wspinaczka wysokogórska, ale wiem, że podróżować i wchodzić na 6tysięczniki to znaczy nie mieć domu, rodziny i wiedzieć co się ryzykuje (w najlepszym razie odmrożenie palców, w najgorszym malarię mózgową...)Taka ze mnie Ambiwalencja, jak mówi moja Żona. (Wiem, że czytasz Larwo!)

5. Absolutny książkowy świr każe przeczytać mi każde pieniądze leżące w moim portfelu.Zgrozo! A miejsca w domu dawno brak.

6. Zbzikowana jestem na punkcie retro. Nie tego retro - vintage ani old-school ani retro scrap co uważam za jakiś sztuczny, obrzydliwy pomiot współczesnej emo i popkultury. (Nie cierpię tego zlepku - bow końcu gdzie tu kultura?!) Lubię za to prawdziwe, pachnące mahoniową szafą Cioci, sukienki, stare zdjęcia ludzi, którzy naprawdę żyli i ich historie - oczywiście w książkach. Taki Iwaszkiewicz, Tuszyńska, Esterhazy, Krzywicka, Malinowski, Pawlikowska...i cała ta ferajna 20lecia.

7. Mam obsesję na punkcie upływającego czasu. Dlatego robię dużo zdjęć i pieczołowicie je przechowuję. Robię też notatki i zapiski. Aparat, książka i pióro - gdyby były wodoodporne to kąpałyby się ze mną w wannie - z tym całym bagażem jak u nomada z wiecznie wielką siatą spotkasz mnie wszędzie.

8. Gdyby czas rozciągał się jak guma to postudiowałabym jeszcze kilka fakultetów np antropologię, grafikę użytkową, indianistykę i chinologię, astronomia też diabelnie mi się podoba :) Gdyby czas się rozciągał - nie byłby czasem. Dlatego nie tańczę w balecie i nie gram na skrzypcach, ani pianinie...Ale wszystko jeszcze przede mną.

9. Lubię dekorowanie wnętrz - jednak możliwości mojego domu są grubo ograniczone - pozostaje mi projektowanie. Najbardziej wariacje na temat suchego, wietrznego i drewnianego klimatu wnętrzarskiego północy, a zaraz potem toskańskie rozwiązania.

10. Jeśli tylko zdzierżę zapotrzebowanie mojego umysłu na bycie w ciągłym, okrutnie szybkim ruchu, a mój budżet się polepszy to pojadę śladami wielkich pisarzy i poetów i mam nadzieję zobaczę co najmniej - wszystkie wspaniałości sztuki Europejskiej.

To byłoby w kwestii tajemnic nietajemniczych mojej pokawałkowanej osoby. A teraz relacja z książkowego maratonu:

"Prowadzący umarłych"

Książka niesamowicie przejmująca napisana przez człowieka o ogromnej odwadze i sile charakteru, który będąc niewygodną dla socjalistycznego rządu chińskiego osobą pokazuje prawdziwe oblicze tego kraju. Ponieważ jego status społeczny od momentu wyraźnego zadeklarowania się przeciw panującemu ustrojowi obniżył się w swoich rozmowach prezentuje on ludzi poza marginesem społecznym. ten margines nie wyznacza nic co mogłoby być "pozamarginesem europejskim", jak pijaństwo czy nierząd. Ten "pozamargines" jest typowo chiński i uwarunkowany politycznie. Tytułowy prowadzący umarłych to człowiek, który zajmuje się nieznanym dla nas zawodem - odnosi zwłoki bliskich z jednej wioski do drugiej, niosąc je w rękach. Nie o zawody tu jednak chodzi. To głos rozpaczy i próba rozjaśnienia widoczności ludziom, którzy zyją poza chinami. To historia rozczarowania systemem, historia rewolucji, która jak zawsze zjadała własne dzieci, historia pokory zakorzenionej dogłębnie i ponad przeciętną granice wytrzymałości Europejczyka. ta książka boli, kiedy się ją czyta. Boli w mózgu i sercu...
Autor przekazał rękopis swojemu znajomemu spoza Chin a on rozpowszechnił ją wśród krajów anglojęzycznych. Do Polski nie dotarł nigdy oryginał, książka jest przekładem z angielskiego i wydało ją wydawnictwo Czarne.






Inną ciekawą pozycją połkniętą jest kolejna z serii Blondynek, ukazujących się w wydaniu "bez zdjęć". "Blondynka, jaguar i tajemnica Majów"

W dzieciństwie kochałam programy Toniego Halika i Elżbiety Dzikowskiej - "Pieprz i sól". Zacięcie do poznawanie świata zostało mi do dzisiaj. Niestety jeżdżę na razie palcem po mapie, książce i telewizorze. Blondynka jest książką intrygującą, przepełniona tajemnicą i intrygą, a intryga ta jest jakby uduchowiona. Trudno jest opisać dziwność stylu Pawlikowskiej, daje ona czytelnikowi poczucie, że historia miała miejsce naprawdę, a jednak pewne momenty jasno wskazują na kreację literacką i kojarzą mi się z gawędami szamanów przy ognisku. Ciekawi, bawi, intryguje, zasysa i nie pozwala się oderwać. Jest lekka i przyjemna. W sam raz na leczenie po okrutnej poprzedniczce.





Kolejną pozycją jest "Płetwa rekina i syczuański pieprz"
Po "Prowadzącym umarłych" otworzył się dla mnie nowy wciągający nurt literatury, mianowicie literatura i wszystko co okołochińskie.
Jest to książka Fuchsie Dunlop - jedynek europejki, która zdobyła patent na gotowanie chińskich potrwa w Specjalnej Chińskiej Szkole Kulinarnej i jest autorką książki kucharskiej z daniami chińskimi. "Płetwa rekina..." jest opowieścią o jej fascynacji Chinami ( a swoją drogą, czy słowo "syczuański" nie brzmi wspaniale? Czy nie brzmi jak najostrzejszy nóż szefa kuchni, jak najostrzejsza, najwspanialsza papryczka świata?!) i tamtejszą kulturą. To podróż wgłąb kulinarnych zawiłości, historia smaku i obrzydzenia, zgłębianie inności. W książce zawarte zostały opisy te bardziej smakowite i także te obrzydliwe (jak opowieść o przystawce z surowych, śmierdzących jajek uważanych za przysmak!) oraz kilka cennych przepisów. Od razu chce się jechać i jeść, jeść bez końca... Bo jedzenie to też moje hobby.Gotowanie i jedzenie ściślej rzecz ujmując.





Z innej beczki to kręci mnie też historia, łatwo i przystępnie opowiedziana zwłaszcza! " Potępieńcy średniowiecznej Europy" to pozycja dobra na powtórkę z historii i poszerzenie wiedzy o tym co dawniej było zakazane. Nie jest to może studium dla hiperambitnych rzeczoznawców, ale kompendium dla tych co lubią to co zakazane. Inna podobną książką, bardziej rodzimą są "Hultaje złoczyńcy wszetecznice w dawnym Krakowie", którą to zgłębiłam jeszcze w liceum.
W potępieńcach interesował mnie zwłaszcza rozdział o trucicielach, choć na gruncie całej książki wypadł on słabo. Innym razem zaprezentuje książki z kolejnego worka zainteresowań, a mianowicie - truciciele i trucizny :D
A oto i dwie okładki pozycji, o których mówię:








Ostatnimi książkami na dziś to dwa wspomnienia o potężnych polskich artystach:
"Nietoperz w świątyni. Biografia Jerzego Nowosielskiego" oraz "Listy miłosne Franciszka Starowieyskiego"
Obie książki różnią się sporo od siebie, a jednak mają też wiele wspólnego. "Listy" są opublikowaniem autografów artysty wysyłanych do jego drugiej żony Teresy. Mocno naznaczone erotyzmem i namiętnym uczuciem; we mnie osobiście wzbudziły dziką zazdrość, że Mój Miły takich do mnie nie pisze! Są dowodem silnych i ponad- problemowych uczuć. Tak! Taka miłość ISTNIEJE NAPRAWDĘ. Lubię takie dowody.
Druga biografia, wydana przez Znak, jest oczywiście chwytem dla publiczności. Kolejna pozycja o Nowosielskim wydana zaraz po jego śmierci...ale darujmy sobie ironię - w końcu być wydawcą, to być businessmanem.
Książka świetna. Soczysta. Doskonałe opisy relacji międzyludzkich i artystyczno-podmiotowych. Zależności człowieka od kultury i własnych wytworów. Dowód (ach kocham dowody!) na istnienie geniusza i jednocześnie człowieka. Męża. Alkoholika. mglistego i platonicznego kochanka. Mistrza. Mistrza. Mentora. Dla tej książki zarzuciłam naukowa pozycję Michio kaku " Fizyka rzeczy niemożliwych" o której zapewne jeszcze kiedyś potruję. Jest po 23.00 więc kieruję krok w stronę łóżka. Kto doczytał ten trąba! Bo kto to widział śledzić moje czytelnicze ADHD?!
Jeszcze tylko okładki:







25 lut 2011

Lew, Lwa, Lwie, Lwu.


I znów będzie o książce.
Tym razem na tapecie Lew-Sarowicz „O kobiecie”.
Książka przezabawna i przeurocza. Znany polski seksuolog odsłania tajniki stosunków damsko-męskich przez pryzmat przypadków ze swojego gabinetu. Z doskonałym dowcipem (z życia wziętym, a jakże!) opowiada nie tylko o paniach, ale także i o płci brzydszej. Ci, którzy krzywią się na tę lekturę, zarzucają jej brak odkrywczości. Jest to argument niebezpodstawny, ale trzeba przyznać, że przecież, rzeczy najprostsze i najlepiej nam znane „z autopsji” są najtrudniejsze do wyartykułowania – zwłaszcza, kiedy chodzi o relacje międzyludzkie. Książka bawi, ale także i pomaga uwolnić się z pęt wstydliwości. Bo przecież skoro ktoś to za nas powiedział – to zamiast jąkać się w relacji z partnerem, można podrzucić mu książkę.
Polecam jako lekturę lekką i przyjemną, dobrą na popołudnie z herbatą i ciastem. Szczerze ostrzegam! Z ciastem ostrożnie! Zwłaszcza w rozdziale, gdzie spotykamy panią, która przeżywa orgazm w czasie powiewu wiatru.


18 lut 2011

o tym i owym.

W kwestii zdjęcia z poprzedniego postu. Szłam sobie na zajęcia do szkoły godzina 6 rano...(ach ta Nowa Huta wspaniale odległa), mgła jak jasny piernik...i wyłoniła się czerwień ławki. Cyk! poszło. Niestety z uwagi na mgłę wyszło...mgliście. Ładny kadr wszystko ładne tylko ta cholerna mgła. Nie śliczna podnosząca się, tylko dym szarobury. Ostatnie powiewy jesieni. Miałam pokazać mgliste a co, jednak tęskniący za mną i wołający z biurka Intuosik powiedział: stop! miałaś więcej gmerać w psh. I tak uległam przekomiksowując je.


Książki, książki, książki. Są u mnie w na półce na biurku, pod biurkiem, w wersalce i powoli ogarniają też łazienkę. Praca w księgarni, przyjaźń z drukarzami - ach no szaleństwo! Książki są więc wszędzie. Czytam symultanicznie. Wszystko na raz, bo nowości jak na złość przychodzą falami. Następuje książkowe tsunami i ja dostaję paranoi bo nie wiem od czego zacząć.A mogę mieć wszystko! Ostatnio krążę wokół PRL, Pomorza i tych jak dla mnie tajnych przez poufne spraw do których nigdy nie sięgał podręcznik do historii. Na tapecie więc wciąż mam "Trójmiasto" Przewodnik krytyki politycznej.
Forma przystępna, książka mała, w środku rozmowy. Nie lubię wywiadów, ale przyciąganie pomorskie nie skończyło się z dniem opuszczenia Gdańska i ciekawość pokonała niechęć do formy. Okładka czerwona, z dźwigiem stoczniowym. Ach jak piękne są dźwigi w drodze na Stogi! W życiu nie spodziewałabym się, że tak okrutnie spodoba mi się coś, czym do tej pory gardziłam - pejzażem industrialnym. Niesamowicie kolorowe urządzenia, opustoszałe i samotne doki i długi widok, stoczniowy przekrój z tarasem na otwarte morze. To chyba magia STOCZNI! Bo o stoczni dużo jest w przewodniku. Wszystko się wokół niej kręci.(Nie dziwota!) Tak żal mi było tych pordzewiałych hal. Taki sam smutek ogarnia mnie w Katowicach. Wydaje się jakby budynki się skarżyły i płakały, kiedyś zaludnione a dziś takie puste i samotne. Czy wiecie, że gdy działała Stocznia to pracowało w niej w sumie 22 tysiące ludzi?! Kiedy byłam w Gdańsku w wakacje nie przyszło mi do głowy, że na teren stoczni można już teraz wejść bez przepustek, ani nawet bez dokumentów. Możnabyło a ja tylko warowałam pod bramą. Innym razem. Mam nadzieje, że jeszcze będzie tam stać.
Interesującym jest też fakt, że jest to nie tylko książka o "Solidarności", ale o architekturze i kulturze, byłej i obecnej. Obok siebie pojawiają się postacie, które żywią do siebie wyraźny żal za postawy w przeszłości. Moja mglista wiedza na temat tamtych wydarzeń dostała od tej książki prosto w ryj. Ludzie Ci nagle przestali być papierowi i wycięci z kalendarium. Nie zdawałam sobie sprawy, jak wielkie istniały wtedy podziały po stronie Solidarności, Kościoła - teraz ten kocioł nabrał realności - po prostu po ludzku się poplątał (w moich oczach to wszystko).
Odnoszę też wrażenie, że przewodnik jest także rozliczeniem się z Miastem Gdańsk, wołaniem o pomoc, żeby Stoczniowe tereny i miejsca pod zabudowę traktować z większą uwagą. To wołanie o ratunek i o porządek. I praworządność, bo praworządność została zadeptana przez pieniądz - widzę to choćby bo inwestycjach developerskich w Krakowie.
To także książka o długoletnim (co ja mówię?! wielowiekowym!)wypracowywaniu WOLNOŚCI.

Jednym zdaniem: cholernie polecam!





P.S. Moja stocznia:

17 lut 2011

Zapowiedź małych zmian.

Kiedy zakładałam tego bloga przyświecał mi cel: make&sell - zarobić na czekoladę i książkę - ot studencka gratka. Teraz nie mam czasu, żeby robić aż tak wiele, a nawet jeśli robię to znów czas kurczy się niemiłosiernie i już północ i nie bardzo chce się wtedy robić zdjęcia. I tak mój blog zaczął powoli umierać kreatywnie. Nie było mowy żeby w tym miejscu snuć nadzieje i wynurzenia, ani pokazywać zdjęcia. Szkoda mi jednak żeby szpilka wyciągnęła nogi na stałe. Postanowiłam walczyć z systemem i zacząć od regularnych wynurzeń (postaram się żeby były kreatywne).
Niniejszym postanawiam:

- uporządkować mój bałagan zdjęciowy i założyć fircyka (jak każdy porządny googloblogowy maniak)
- poogarniać moje podgladanie i zawężyć je do grona naprawdę ulubionych
- dodać kilka blogów, które mnie naprawdę ruszają
- podziobać więcej w ilustratorze i efekty zademonstrować
- dokonać wreszcie pierwszego cukierka, który miał być cukierkiem obronnym
- zrecenzować Wam parę naprawdę dobrych książek

Na dobranoc



9 sty 2011

Jednoiglec rozdaje cukrzaki.

TU



Zapraszam do wzięcia udziału! Warto.

-
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na moim blogu są MOJĄ WŁASNOŚCIĄ, nie można ich kopiować bez mojej zgody. Materiał autorski podlega ochronie prawnej.

Obserwatorzy

Szukaj na tym blogu