O mnie

Moje zdjęcie
ot, jestem! wiecznie rozczochrane, z milionem pomysłów. --Chcesz coś?! Pisz: kalinalpg@interia.pl

7 kwi 2011

A miało być po niedzieli...

Zostałam wciągnięta do kolejnej zabawy internetowej przez Milnovę i obiecałam, że wezmę w niej udział zaraz po niedzieli jak tylko znajdę czas...a czas choć go nie znalazłam w jakimś minimalnym stopniu dał się na chwilę zatrzymać dziś tj po 3 niedzieli od złożenia obietnicy.

Podobno trzeba wyjawić 10 tajemnic. Jasny gwint! - pomyślałam - ja ich właściwie nie mam. W próbie wytężenia umysłu nabazgrałam:

1. Kim jestem? Cóż nieobiektywnie rzecz biorąc, bo inaczej się nie da jestem człowiekiem z kulturalnym ADHD - zaczynam czytać milion książek, robić milion projektów, malować milion ilustracji czy obrazów a ich zakończenie oddala się o kolejną rozpoczętą pracę. ALE! Wszystkie kończę. Chociaż czasem, po drodze stwierdzam, że może lepiej nie... to jednak kończę.

2. Najbardziej na świecie lubię kolor zielony, ale w jakimś cudacznym absurdzie nie objawia się to lubienie prawie w niczym (prócz ścian pokoju, krzesła i koloru majtek). Kiedy mam coś kupić to wybieram niebieski?! Niebieskich rzeczy mam chyba najwięcej...

3. Będąc zdeklarowana rockmanką coraz bardziej oddalam się od swojej muzyki i coraz bardziej pochłania mnie muzyka, "która płynie" - babska, delikatna i słoneczna. Ostatnio np. taka Simone White.

http://www.youtube.com/watch?v=aB36GAPcfvc

4. Z powyższym wiążą się dwie rzeczy dosyć osobiste. Baaardzo się bronię przed "nazbyt kobiecymi" odruchami, a jednak jak na złość je posiadam. Taką mam wewnętrznie niezgodną naturę. Natura ta nie jest też zdecydowana czy warto dorosnąć i z trampek przerzucić się na szpilki. Kocham szpilki, kocham w nich chodzić, ale jakbym się miała w nich cisnąć codziennie to czułabym się jak Afrykanin z buszu w garniturze. Marzą mi się podróże i wspinaczka wysokogórska, ale wiem, że podróżować i wchodzić na 6tysięczniki to znaczy nie mieć domu, rodziny i wiedzieć co się ryzykuje (w najlepszym razie odmrożenie palców, w najgorszym malarię mózgową...)Taka ze mnie Ambiwalencja, jak mówi moja Żona. (Wiem, że czytasz Larwo!)

5. Absolutny książkowy świr każe przeczytać mi każde pieniądze leżące w moim portfelu.Zgrozo! A miejsca w domu dawno brak.

6. Zbzikowana jestem na punkcie retro. Nie tego retro - vintage ani old-school ani retro scrap co uważam za jakiś sztuczny, obrzydliwy pomiot współczesnej emo i popkultury. (Nie cierpię tego zlepku - bow końcu gdzie tu kultura?!) Lubię za to prawdziwe, pachnące mahoniową szafą Cioci, sukienki, stare zdjęcia ludzi, którzy naprawdę żyli i ich historie - oczywiście w książkach. Taki Iwaszkiewicz, Tuszyńska, Esterhazy, Krzywicka, Malinowski, Pawlikowska...i cała ta ferajna 20lecia.

7. Mam obsesję na punkcie upływającego czasu. Dlatego robię dużo zdjęć i pieczołowicie je przechowuję. Robię też notatki i zapiski. Aparat, książka i pióro - gdyby były wodoodporne to kąpałyby się ze mną w wannie - z tym całym bagażem jak u nomada z wiecznie wielką siatą spotkasz mnie wszędzie.

8. Gdyby czas rozciągał się jak guma to postudiowałabym jeszcze kilka fakultetów np antropologię, grafikę użytkową, indianistykę i chinologię, astronomia też diabelnie mi się podoba :) Gdyby czas się rozciągał - nie byłby czasem. Dlatego nie tańczę w balecie i nie gram na skrzypcach, ani pianinie...Ale wszystko jeszcze przede mną.

9. Lubię dekorowanie wnętrz - jednak możliwości mojego domu są grubo ograniczone - pozostaje mi projektowanie. Najbardziej wariacje na temat suchego, wietrznego i drewnianego klimatu wnętrzarskiego północy, a zaraz potem toskańskie rozwiązania.

10. Jeśli tylko zdzierżę zapotrzebowanie mojego umysłu na bycie w ciągłym, okrutnie szybkim ruchu, a mój budżet się polepszy to pojadę śladami wielkich pisarzy i poetów i mam nadzieję zobaczę co najmniej - wszystkie wspaniałości sztuki Europejskiej.

To byłoby w kwestii tajemnic nietajemniczych mojej pokawałkowanej osoby. A teraz relacja z książkowego maratonu:

"Prowadzący umarłych"

Książka niesamowicie przejmująca napisana przez człowieka o ogromnej odwadze i sile charakteru, który będąc niewygodną dla socjalistycznego rządu chińskiego osobą pokazuje prawdziwe oblicze tego kraju. Ponieważ jego status społeczny od momentu wyraźnego zadeklarowania się przeciw panującemu ustrojowi obniżył się w swoich rozmowach prezentuje on ludzi poza marginesem społecznym. ten margines nie wyznacza nic co mogłoby być "pozamarginesem europejskim", jak pijaństwo czy nierząd. Ten "pozamargines" jest typowo chiński i uwarunkowany politycznie. Tytułowy prowadzący umarłych to człowiek, który zajmuje się nieznanym dla nas zawodem - odnosi zwłoki bliskich z jednej wioski do drugiej, niosąc je w rękach. Nie o zawody tu jednak chodzi. To głos rozpaczy i próba rozjaśnienia widoczności ludziom, którzy zyją poza chinami. To historia rozczarowania systemem, historia rewolucji, która jak zawsze zjadała własne dzieci, historia pokory zakorzenionej dogłębnie i ponad przeciętną granice wytrzymałości Europejczyka. ta książka boli, kiedy się ją czyta. Boli w mózgu i sercu...
Autor przekazał rękopis swojemu znajomemu spoza Chin a on rozpowszechnił ją wśród krajów anglojęzycznych. Do Polski nie dotarł nigdy oryginał, książka jest przekładem z angielskiego i wydało ją wydawnictwo Czarne.






Inną ciekawą pozycją połkniętą jest kolejna z serii Blondynek, ukazujących się w wydaniu "bez zdjęć". "Blondynka, jaguar i tajemnica Majów"

W dzieciństwie kochałam programy Toniego Halika i Elżbiety Dzikowskiej - "Pieprz i sól". Zacięcie do poznawanie świata zostało mi do dzisiaj. Niestety jeżdżę na razie palcem po mapie, książce i telewizorze. Blondynka jest książką intrygującą, przepełniona tajemnicą i intrygą, a intryga ta jest jakby uduchowiona. Trudno jest opisać dziwność stylu Pawlikowskiej, daje ona czytelnikowi poczucie, że historia miała miejsce naprawdę, a jednak pewne momenty jasno wskazują na kreację literacką i kojarzą mi się z gawędami szamanów przy ognisku. Ciekawi, bawi, intryguje, zasysa i nie pozwala się oderwać. Jest lekka i przyjemna. W sam raz na leczenie po okrutnej poprzedniczce.





Kolejną pozycją jest "Płetwa rekina i syczuański pieprz"
Po "Prowadzącym umarłych" otworzył się dla mnie nowy wciągający nurt literatury, mianowicie literatura i wszystko co okołochińskie.
Jest to książka Fuchsie Dunlop - jedynek europejki, która zdobyła patent na gotowanie chińskich potrwa w Specjalnej Chińskiej Szkole Kulinarnej i jest autorką książki kucharskiej z daniami chińskimi. "Płetwa rekina..." jest opowieścią o jej fascynacji Chinami ( a swoją drogą, czy słowo "syczuański" nie brzmi wspaniale? Czy nie brzmi jak najostrzejszy nóż szefa kuchni, jak najostrzejsza, najwspanialsza papryczka świata?!) i tamtejszą kulturą. To podróż wgłąb kulinarnych zawiłości, historia smaku i obrzydzenia, zgłębianie inności. W książce zawarte zostały opisy te bardziej smakowite i także te obrzydliwe (jak opowieść o przystawce z surowych, śmierdzących jajek uważanych za przysmak!) oraz kilka cennych przepisów. Od razu chce się jechać i jeść, jeść bez końca... Bo jedzenie to też moje hobby.Gotowanie i jedzenie ściślej rzecz ujmując.





Z innej beczki to kręci mnie też historia, łatwo i przystępnie opowiedziana zwłaszcza! " Potępieńcy średniowiecznej Europy" to pozycja dobra na powtórkę z historii i poszerzenie wiedzy o tym co dawniej było zakazane. Nie jest to może studium dla hiperambitnych rzeczoznawców, ale kompendium dla tych co lubią to co zakazane. Inna podobną książką, bardziej rodzimą są "Hultaje złoczyńcy wszetecznice w dawnym Krakowie", którą to zgłębiłam jeszcze w liceum.
W potępieńcach interesował mnie zwłaszcza rozdział o trucicielach, choć na gruncie całej książki wypadł on słabo. Innym razem zaprezentuje książki z kolejnego worka zainteresowań, a mianowicie - truciciele i trucizny :D
A oto i dwie okładki pozycji, o których mówię:








Ostatnimi książkami na dziś to dwa wspomnienia o potężnych polskich artystach:
"Nietoperz w świątyni. Biografia Jerzego Nowosielskiego" oraz "Listy miłosne Franciszka Starowieyskiego"
Obie książki różnią się sporo od siebie, a jednak mają też wiele wspólnego. "Listy" są opublikowaniem autografów artysty wysyłanych do jego drugiej żony Teresy. Mocno naznaczone erotyzmem i namiętnym uczuciem; we mnie osobiście wzbudziły dziką zazdrość, że Mój Miły takich do mnie nie pisze! Są dowodem silnych i ponad- problemowych uczuć. Tak! Taka miłość ISTNIEJE NAPRAWDĘ. Lubię takie dowody.
Druga biografia, wydana przez Znak, jest oczywiście chwytem dla publiczności. Kolejna pozycja o Nowosielskim wydana zaraz po jego śmierci...ale darujmy sobie ironię - w końcu być wydawcą, to być businessmanem.
Książka świetna. Soczysta. Doskonałe opisy relacji międzyludzkich i artystyczno-podmiotowych. Zależności człowieka od kultury i własnych wytworów. Dowód (ach kocham dowody!) na istnienie geniusza i jednocześnie człowieka. Męża. Alkoholika. mglistego i platonicznego kochanka. Mistrza. Mistrza. Mentora. Dla tej książki zarzuciłam naukowa pozycję Michio kaku " Fizyka rzeczy niemożliwych" o której zapewne jeszcze kiedyś potruję. Jest po 23.00 więc kieruję krok w stronę łóżka. Kto doczytał ten trąba! Bo kto to widział śledzić moje czytelnicze ADHD?!
Jeszcze tylko okładki:








-
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na moim blogu są MOJĄ WŁASNOŚCIĄ, nie można ich kopiować bez mojej zgody. Materiał autorski podlega ochronie prawnej.

Obserwatorzy

Szukaj na tym blogu